Jakelo Jakelo
183
BLOG

system wyborczy III RP bękartem okrągłego stołu...

Jakelo Jakelo Polityka Obserwuj notkę 4

Jak nie pozwolić na sfałszowanie wyborów…

 

Sytuacja po wyborach samorządowych pozwala na stwierdzenie: nikt nikogo za rękę nie złapał ale wszyscy wiedzą o co chodzi… Jeżeli partia, która od kilku lat zarówno w wyborach jak i w sondażach uzyskuje regularnie nieco ponad 5% i nagle po mimo kompromitujących ją wypowiedzi liderów w randze ministra uzyskuje wynik około 20% to wszyscy do wszystkich „puszczają oko”… Taki wynik można osiągnąć tylko jednym sposobem – fałszerstwem na ogromną skalę dokonywanym w komisjach. Fałszerstwo do dokonywane jest przez generowanie w trakcie liczenia głosów głosów nieważnych.  

Pada pytanie, czy winę ponoszą ludzie, czy system? Ja twierdzę, że system, który będąc złym deprawuje ludzi...  którzy w dokonaniu fałszerstwa mają jakiś interes…

Zło systemu polega na tym, że wyborca otrzymując od komisji obwodowej komplet list (forma jest tu obojętna, czy będzie to książeczka, czy duży arkusz, czyli „płachta”) stawia znaczek „X” tylko przy jednym nazwisku. Dysponujący tym samym długopisem lub flamastrem co wyborca członek komisji z łatwością może głos unieważnić dostawiając przy jakimkolwiek nazwisku kolejnego „iksa”. System taką możliwość stwarza, czyli wodzi ludzi na pokuszenie… Możliwość taką potęguje rzeczywistość panująca w komisjach obwodowych już po zakończeniu głosowania. Długopisy lub flamastry, które były w kabinach wyborczych nie są zbierane i zabezpieczane, a powinny, zaś członkowie komisji przy liczeniu głosów powinni posługiwać się np. szarym albo czerwonym ołówkiem… Dość często dochodzi do sytuacji, że karty nie są wysypywane, rozdzielane i  liczone przy jednym stole, ale każdy z członków komisji bierze ich część i przenosi je do oddzielonego stolika, gdzie niekontrolowany przez nikogo może z nimi zrobić co chce… Kiedyś, będąc w komisji obwodowej, widząc co się dzieje wywołałem awanturę. Byłem zmuszony powyrywać z rąk członków komisji flamastry, którymi posługiwali się głosujący i zarządzić złączenie stołów, tak by przy liczeniu głosów każdy widział każdego… Odniosłem bowiem wrażenie że kilku członków komisji nie ma zamiaru uczciwie liczyć kart i głosów, ale „zrobić” tamte wybory…. Możliwość „zrobienia” wyborów stwarza system wyborczy…

Złem kardynalnym jest wydawanie wyborcy przez komisję kart wszystkich komitetów i wrzucanie przez wyborcę do urn wszystkich tych kart. Tej z listą na którą oddał głos ale także kart z listami tych komitetów, na które głosu nie oddał, przy czym karty te są w stanie nienaruszonym. Jest sprawą oczywistą, że taki stan karty wodzi członków komisji na pokuszenie by coś z nimi zrobić… czyli sfałszować wybory.

Jak tego uniknąć? Rzecz jasna, wyborca powinien postawić znak „X” (albo jakikolwiek inny) na liście i przy nazwisku kandydata, któremu udziela poparcia, a olbrzymim „iksem”, albo „znakiem Zorro” unieważnić pozostałe listy… Pozbawiłby tym samym członków komisji pokusy sfałszowania wyborów…   Ktoś powie że i to byłoby mało, bo członkowie komisji mogliby „zaiksować” i tę kartę z listą wybraną przez wyborcę i z oddanym głosem na kandydata… I być może miałby rację… Być może należałoby szukać dalszych sposobów pozbawiania członków komisji obwodowych pozbawiania złych pokus… Takim sposobem mógłby być system książeczki z kartami zawierającymi listy kandydatów poszczególnych komitetów, czy czym głosujący z książeczki tej miałby obowiązek wyodrębnić stronę z listą, na którą oddał głos i po oznaczeniu nazwiska wybranego kandydata wrzucałby ją do urny… Pozostała część „książeczki”, jako zbędna makulatura ulegałaby zniszczeniu przez wrzucenie do niszczarki stojącej obok urny. By wyeliminować wrzucenia do urny kilku kart, należałoby wprowadzić obowiązek oznaczania przed wrzuceniem do urny tej wybranej przez wyborcę karty, pieczęcią obwodowej komisji wyborczej.   

Koniec końców zmierzam do tego, aby w urnie znajdowały się tylko karty z listą na której wyborca postawił znak, wybierając konkretnego kandydata, a nie karty czyste… Bo „karty czyste”, na którym wyborca żadnego znaku nie postawił, w moim przekonaniu, wodzą członków komisji na pokuszenie i chyba niestety oni na to pokuszenie nie są odporni…

Czy ja to wszystko wyssałem z palca, czy też konstruując alternatywne wobec obowiązującego modele głosowania na czymś wzoruję się . Oczywiście, że wzoruję się. Lata dwudzieste, lata trzydzieste, polska demokracja w zakresie nie wypaczonym przez piłsudczyznę i jak ona funkcjonowała. Interesowałem się tym w moich latach studenckich, jeszcze kiedy nikomu nie śniła się pokraczna ordynacja okrągłostołowa i te, które po niej nastąpiły aż do Kodeksu wyborczego włącznie. Wszystkie one są pokracznymi aktami prawnymi, wypaczającymi sens demokracji. Zasygnalizuję, tylko, że aby zgłosić listę kandydatów w wyborach do sejmu, należało dołączyć do niej listę osób popierających ją, a osób tych powinno być 50… Pisałem kiedyś, krytykując JOW-y, że obecnie, a dokładniej przy okrągłym stole liczbę tę podniesiono do kwadratu i jeszcze dodano je dziesięciokrotność… by demokracji postawić tamę… Inaczej niż w Polsce „pookrągłostołowej” rozwiązywano też w II Rzeczypospolitej zagadnienie kart do głosowania. Otóż druk, dystrybucja i kolportaż kart do głosowania w ogóle nie było sprawą organów państwowych zajmujących się organizacją wyborów. Karty do głosowania to był „problem” komitetu wyborczego. Organy państwowe przygotowywały i dostarczały do lokali wyborczych jedynie puste koperty… Komitet wyborczy drukował, rozprowadzał, udostępniał karty z listami wyborcom. W konsekwencji wyborca przychodził do lokalu z kartą wyborczą, a komisja  wydawała pustą kopertę, oznaczała ją pieczęcią i sprawdzała, czy wyborca jest na liście. Leżeli był, mógł wrzucić kartę do urny. W urnie rzecz jasna znajdowały się tylko koperty z listami tych komitetów na które oddano głosy, innych kart, tj. zbędnej makulatury z którą ktoś mógł zrobić nieuczciwy użytek do urny nie wrzucano… Oczywiście i tu był zarzut poprawiania frekwencji przez nieuczciwych członków komisji i dosypywania do urn „sfałszowanych” kopert wyborczych z listami, bo nie wrzuconych przez wyborców z obwodu.

Drukowanie kart wyborczych przez aparat państwowy to produkt sanacyjnej, na wpół faszystowskiej ordynacji wyborczej z 1935r. która to, jak powszechnie wiadomo z demokracją nie miała nic wspólnego.

Reprezentuję ruch polityczny, którego jednym z haseł jest „obalenie republiki okrągłego stołu”. Hasło to jest słuszne. Obowiązujące w Polsce od 1989r. pokraczne ordynacje wyborcze z Kodeksem wyborczym włącznie są niechlubnym produktem „ustaleń okrągłego stołu” lub ich kolejnymi mutacjami wypaczającymi  sens demokracji.

Jakelo
O mnie Jakelo

Prawnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka