Saga o moich przodkach...
1914r. - babcia Władzia miała dwa lata... w Łodzi zajętej przez niemieckiego okupanta głód, brakuje mleka, chleba, kartofli - wszystkiego... na opał idzie las przed Widzewem... (po wojnie zostało Polesie Widzewskie).
Dziadek Leoś - niewiele starszy, może już w wieku szkolnym - tym gorzej...
1939r. - Polska znów pod niemiecką okupacją w grudniu przychodzi na świat mama. Miała szczęście, że ciężarnej mojej babci nie zdzielił kolbą w brzuch hitlerowski rodak pani Merkel. Na wsi mają krowę, więc przynajmniej jest mleko.
1940r. - Łódź nazwano Litzmannstadt... na Schlezingu przy Gelsenkirchenstr. urodził się tato... po roku czy dwóch babkę zabierają na roboty do Wiese... przysłała fotkę z literą "P" na płaszczu. W mieście brakuje wszystkiego. Tato na śniadanie dostaje maczankę na kawie zbożowej... Fotka strzelona w Atelier przy Bohmische Line chyba jednak nie oddaje rzeczywistości... Tato leci aeroplanem do Kowna...
2014r. - jednak nadal modlę się o pokój na świecie, w kraju i mieście... żeby już nigdy żadne pokolenie nie zaznało niemieckiej okupacji.