Jakelo Jakelo
320
BLOG

„The right to be forgotten”, Google, TS UE i "średniowiecze".

Jakelo Jakelo Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


 

Dawno temu, kiedy jeszcze jako student odbywałem praktyki sądowe pewien sędzia nauczył mnie czytania akt sądowych. „Akta sądowe należy czytać od ostatniej strony” - mówił. Zasadę tę zastosuję do wyroku  Wielkiej Izby Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z dnia 13 maja br. w sprawie (C-131/12), znanej jako Google Spain SL, Google Inc. przeciwko hiszpańskiej Agencia de Protección de Datos (AEPD) oraz  Mario Costeja González. Egzegezę tego wyroku, pomny pouczenia udzielonego mi w czasach studenckich, zacznę od ostatniego zdania w nim zawartego. Czytam tam, co następuje: 

„Taka sytuacja nie ma jednak miejsca, jeśli, ze szczególnych powodów, takich jak rola odgrywana przez tę osobę w życiu publicznym, należałoby uznać, że ingerencja w jej prawa podstawowe jest uzasadniona nadrzędnym interesem tego kręgu odbiorców polegającym na posiadaniu, dzięki temu zawarciu na liście, dostępu do danej informacji.”

Ta sytuacja zaś, to możliwość żądania przez osobę, ze względu na przysługujące jej i przewidziane w art. 7 i 8 karty prawa podstawowe, aby dana informacja nie była już podawana do wiadomości szerokiego kręgu odbiorców poprzez zawarcie jej na liście wyników wyszukiwania podawanej przez wyszukiwarkę internetową. Tym samym Trybunał uznał istnienie „right to be forgotten”, które ma wynikać z praw zawartych w karcie oraz z przepisów dyrektywy 95/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 24 października 1995 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w zakresie przetwarzania danych osobowych i swobodnego przepływu tych danych. „Prawa te są co do zasady nadrzędne nie tylko wobec interesu gospodarczego operatora wyszukiwarki internetowej, lecz również wobec interesu, jaki może mieć ten krąg odbiorców w znalezieniu tej informacji w ramach wyszukiwania prowadzonego w przedmiocie imienia i nazwiska tej osoby” – twierdzi Trybunał. 

„Right to be forgotten”, tak bardzo lansowane przez unijną komisarz V. Reding, zajmować miałoby pozycję nadrzędną wobec prawa do wolności gospodarczej oraz prawa do informacji, co ma niebagatelne znaczenie w konfrontacji z zasadami uznawanymi przez prawo amerykańskie. W literaturze przedmiotu wskazuje się na unijno-amerykański „crash”  właśnie na tle respektowania „prawa do bycia zapomnianym”. Prawo to w Ameryce nie miałoby prawa istnienia, a to z racji na jego sprzeczność z amerykańską konstytucją. Podejście tam do zagadnienia danych osobowych jest inne, niż unijne. Dane osobowe to w Ameryce informacja, a do informacji każdy ma tam prawo. Inne jest też rozumienie „danych osobowych” w Ameryce i w UE. O tyle zatem tylko wyrok ten będzie miał znaczenie dla firm amerykańskich, np. Google Inc. o ile mają one filie na terenie UE. Google Inc. ma i jest to np. Google Spain SL. Jak można zatem się spodziewać, następstwem wyroku może być decyzja o likwidacji europejskich agend firm zajmujących się prowadzeniem przeglądarek internetowych (ktoś straci pracę) lub przenoszenie ich poza obszar unijny, tak aby samo to orzeczenie jak i dyrektywa nie miały do nich zastosowania.

Co wynika z ostatniego zdania, które z całego orzeczenia przeczytałem jako pierwsze. Cofa ono niejako społeczeństwo „unijne” w czasy średniowiecza, kiedy to społeczeństwo europejskie było społeczeństwem stanowym. Trybunał w ostatnim zdaniu wyroku dokonał podziału „społeczeństwa unijnego” na tych, którzy wykonują funkcje publiczne i na tych, którzy do pełnienia funkcji publicznych nie są z bliżej nieokreślonych powodów predestynowani.  Tak było w średniowieczu i jeszcze przez pewien czas w czasach nowożytnych, kiedy to uprawnieni do wykonywania funkcji publicznych stanowili „zamknięty krąg”, swego rodzaju nomenklaturę. Byli to ludzi stanu uprzywilejowanego, stanowiącego mniejszość społeczeństwa. Jego większość, jakiś „stan trzeci” funkcji publicznych nie mógł wykonywać. Wbrew wcześniejszym obawom, że z „right to be forgotten” korzystać będą osoby publiczne, by z sieci znikały informacje dla tych osób kompromitujące, lub że wzorem orwellowskiego „1984”, będzie ono wykorzystywane przeciwko im (by zniknęły z sieci), Trybunał uznał, że prawo to tym „oficjelom” nie będzie przysługiwało. Będzie przysługiwało tej części społeczeństwa, która nie wykonuje funkcji publicznych. Chcąc odeprzeć te zarzuty o przekształcanie społeczeństwa w totalitarny świat niczym ten w „1984”,  Trybunał wpadł w inne sidła. Podzielił społeczeństwo na wzór średniowiecznych „stanów”, na tych którzy wykonują i mogą wykonywać funkcje publiczne i na tych, którzy takich funkcji nie pełnią, nie pełnili i z tylko Trybunałowi wiadomych przyczyn, w przyszłości nie będą mogli ich objąć i pełnić. Pytanie nasuwa się dość oczywiste: czy osoba, która skorzysta z „right to be forgotten” i zażąda usunięcia z sieci informacji dotyczących jej osoby, będzie następnie mogła ubiegać się o powierzenie jej funkcji publicznej, czy też z racji skorzystania z tego prawa, możliwości tej pozbawiła się? A może warunkiem powierzenia jej funkcji publicznej będzie przywrócenie w sieci uprzednio usuniętych informacji w ramach skorzystania z „right to be forgotten”?

Jakelo
O mnie Jakelo

Prawnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka